ZATOCZKA
Ah, jak dobrze znowu stąpać po miękkim piasku! Nigdy bym nie pomyślał, ale, po ściskającym, chłodnym paskudztwie cmentarzyska, plaża wygląda więcej niż zachęcająco. Możliwe, że to tylko przez odległość dzielącą mnie od potępionych dusz błąkających się pośród wraków lub po prostu wpływa tak na mnie zmiana otoczenia. To i tak bez znaczenia, bo dalsza podróż i walka przede mną.
Na północy dostrzegam znajomą ścianę skały wyrastającą wysoko ponad moją głowę. Szpice z tego samego materiału sterczą z piasku wszędzie dookoła, majacząc w swoich groteskowych kształtach. Wydają się być uformowane przez magię. Ciężko sobie wyobrazić jakikolwiek proces naturalny, który mógłby je stworzyć. Wlekę się na wschód, wzdłuż linii wody, przechodząc pod ogromnymi sklepieniami łukowymi ze skał, które rozciągają się po całej plaży. W ich cieniu powietrze wydaje się być dużo zimniejsze, więc przyspieszam kroku na tyle na ile moje zmęczone nogi pozwalają.