Path of Exile

The Ship Graveyard

CMENTARZYSKO STATKÓW

Wychodzę spod łuku połamanych masztów i staję na wilgotnej, błotnistej ziemi. Jest tu okropnie ponuro, szczególnie po nasłonecznionej drodze za mną. Powietrze jest zimne i wilgotne, duszące jakby było szczelnie otulającym mnie kocem. Zimna, lepka mgła przesuwa się z wolna wokół kostek kiedy odchodzę od wylotu tunelu. Wytężając wzrok wśród panującej tu ciemności dostrzegam zielone światełka w oddali, jakby małe ogniki pełzające w te i we wte. Widzę też niewyraźne zarysy wielkich obiektów w tym kierunku. Zbliżam się do pierwszej konstrukcji wypuszczając z każdym oddechem kłębek pary w zimnym powietrzu. Dostaję gęsiej skórki a zmysły szykują się do obrony. Kiedy podchodzę bliżej, zdaję sobie sprawę na co patrzyłem. Ogromna konstrukcja to statek, połamany i pokiereszowany wrak, gnijący w błocie.

Obchodzę z wolna okręt, starając się zrozumieć to co widzę. Tak, jest trochę wody na tym terenie, ale jak taki wielki okręt mógł się tu dostać? I te wszystkie kształty wokoło… czy to też statki? Ta myśl drąży mój umysł jedynie przez chwilę, zanim niepokojące ostrzeżenie wypiera ją doszczętnie. Coś porusza się po kadłubie przede mną, coś o dziwnej, pulsującej, niebieskiej poświacie.

Zbliżają się w zupełnej ciszy, migocząc lekko w szarych ciemnościach. Trzech idzie ramie w ramie, w girlandzie magicznej energii pełgającej po ich sylwetkach, jakby bezcieleśni, prawie przezroczyści. Mimo to dostrzegam zimną stal, kiedy najbliższa z poczwar chwyta za powykrzywiany kord swoją pomarszczoną dłonią. Przez chwilę ciszę wypełnia brzęk stali o moją tarczę i głuche okrzyki mojego wysiłku. Trzech nieumarłych korsarzy – bo tym z pewnością są – atakuje bez litości, tnąc swą bronią z zabójczą szybkością. Moje pierwsze ciosy ześlizgują się bez najmniejszego efektu po otaczającym ich magicznym polu, co napawa mnie jedynie przerażeniem. Wtem jedno z cięć przebija barierę i dosięga kości i ścięgien pod spodem. Odcinam ramię jednej maszkary, ale nie spowalnia to jej ataków. Dopiero rozpłatany na dwoje zaprzestaje dalszych działań.

Energia chroniąca dwóch pozostałych adwersarzy zanika, kiedy przypieram ich do pobliskiego kadłuba. Bez swoich tarcz stają się słabi jak zwykłe szkielety i po chwili już przeszukuję ich zwłoki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Zostawiając ścierwo korsarzy za sobą, ruszam ostrożnie poprzez gęste błoto cmentarzyska z uszami skupionymi na każdym dźwięku wydawanym przez starożytne drzewo wokół mnie. Z pewnością jest to przeklęte miejsce, kres podróży i życia dla niezliczonych marynarzy. Podążam na wschód, naciągając płaszcz na ramiona jako skąpą osłonę przed mroźnym wiatrem hulającym pośród wraków. Toruję sobie drogę poprzez kilkoro starych znajomych, bledszą wersję ptakowatych potworów z błotnistych płaskowyżów daleko za mną, a nawet kilka obślizgłych syren.

Dostrzegam kolejną masę skalną przed sobą, jakby przyzywającą mnie na przód. Zauważam też coś jakby wodospad, piękną strukturę zupełnie nie pasującą do tego ponurego miejsca. Jestem spragniony i umorusany więc woda jest niezwykle zachęcająca. Z pewnością jest to miła odmiana od słonawej brei, która przemakała przez moje buty od kilku dobrych godzin. Docierając do ściany opadam na kolana i zanurzam twarz w krystalicznej wodzie pijąc łapczywie. Niestety, mój entuzjazm na widok możliwego odświeżenia sprawił, że zapomniałem o najważniejszej lekcji z tych terenów: zawsze miej się na baczności w Wraeclast.

Moje instynkty, wytrenowane w setkach godzin walk na tej wyspie, okazują się jedynym ratunkiem. Dostrzegam ledwo widzialny kształt kątem oka, smugę na powierzchni wody. Schylam się jednocześnie wykręcając ciało i widzę karmazynowy błysk dosłownie kilka cali od mojej twarzy. Wycofując się z wolna od basenu z łomoczącym sercem widzę coś, co wydawałoby się być niemożliwym. Woda, gotując się i parując, formuje pulsującą kolumnę, z której wystrzeliwują dwie pokraczne ręce. Jedno z ramion staje się długą, ząbkowaną, czerwoną macką. Drugie zaś jest pozaginane i guzowate, a zakończone pokracznymi szczypcami jak u kraba. Stwór wzrasta na przerażającą wysokość i kłapiąc szczypcami sunie gładko w moim kierunku.

Wielu już przeciwnikom stawiłem czoła w Wraeclast, ale niczemu co by przypominało tego stwora. Nie porusza się ze szczególną zręcznością, ale moje próby uszkodzenia go spalają na panewce. Wpierw tnę na wskroś patrząc jak ostrze przechodzi przez stwora bez najmniejszego efektu. Potem uderzam maczugą rozbryzgując powierzchnię stwora, ale również bez widocznej szkody. Wycofuję się nieznacznie patrząc jak pokraka pełznie za mną i strzelam serią w jej kipiący środek. Niestety efekt jest minimalny, jedynie kilka fal pojawia się w miejscach uderzonych przez strzały, a kreatura nawet nie zwalnia. Walcząc dostrzegam kątem oka trzy kolejne kolumny powstające w basenie. Lepiej, żebym znalazł jakiś sposób dość szybko.

Znowu się cofam zyskując lekką przewagę nad potworami i zatrzymuję się na chwilę by poszperać w moich rzeczach. Wtedy docierają do mnie słowa Annessy, wypowiedziane tak dawno temu w obozowisku na wybrzeżu. „Używaj ich mądrze, bo to niezwykłe błyskotki”. Bez zbędnego ociągania się chwytam największy z kamieni jaki mi dała, błyszczący szafir, i wciskam go w niebieski otwór na rękojeści mego miecza. Od razu ręce zaczynają mnie świerzbić i patrzę z niedowierzaniem jak ciepłe, żółte płomienie zaczynają pełgać po moich palcach. Unoszę dłoń w kierunku najbliższego z przeciwników i skupiam myśli na zadaniu jak największego zniszczenia. Wystarczy tylko ulotna myśl, a skwiercząca kula ognia wyskakuje z mojej dłoni i tnąc powietrze mknie w kierunku wrogów. Gdzie stal sobie nie poradziła, zastąpił ją ogień! Uderzenie rozrywa żywiołaka na strzępy w deszczu małych kropelek i kłębach pary. Oba ramiona wiją się i skręcają, ale nie są już groźne.

Kolejny już raz górując nad wrogami skręcam na południe i pełen radości odnajduję wąski przesmyk w górze, który znowu skręca na wschód. Stoję u wejścia do tunelu, wdychając głęboko szorstkie, morskie powietrze ulatujące z niego. Wchodzę więc po łagodnym stoku, znów stąpając po piasku nie błocie, czekając kolejnej przygody.


Czy wiesz, że:

Logo Path of Exile to jednocześnie najrzadsza sfera (orb), która może wypaść w grze - Mirror of Kalandra.



Losowy Skill

Frost Bomb

Tworzy kryształ przez jakiś czas pulsujący zimnem. Każdy puls nakłada na wrogów negatywny efekt obniżający ich odporność na zimno i regenerację zdrowia. Kiedy kończy sie czas trwania umiejętności, kryształ wybucha, zadając obrażenia od zimna na obszarze.

Blade Flurry

Przy podtrzymywaniu niejednokrotnie uderza wrogów w kręgu przed postacią, zadając obrażenia wrogowi i na obszarze wokół niego. Im dłużej podtrzymywana jest umiejętność, tym większe od niej obrażenia. Przy zaprzestaniu podtrzymywania, wyzwala dodatkowe uderzenie za każdy etap podtrzymywania. Wymaga sztyletu, szponów lub miecza jednoręcznego.

Rejuvenation Totem

Stawia totem, którego aura regeneruje życie postaci oraz sojuszników znajdujących się w jego pobliżu.


Stare Gry Frozen Games